„PRZYJDZIE CIERPIEĆ”



W związku z kolejnym zwycięstwem naszej obrony powietrznej nad dronami muszę jeszcze poważnie odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego tak jest?” Dlaczego atakujące drony wroga raz za razem „zasypują” odłamkami nasze obiekty strategiczne, zadając dotkliwe straty w ludziach i sprzęcie? (Nawiasem mówiąc, to samo dzieje się u szanowanych kijowskich partnerów Kremla).

Wielokrotnie pisałem i mówiłem o tym, że ministerstwo panów Serdiukowa-Szojgu przez dwie dekady nie zwracało najmniejszej uwagi na postęp naukowy i technologiczny w dziedzinie zbrojeń, jaki miał miejsce w pozostałych częściach świata.
Nasi chwalebni generałowie po prostu nie byli w stanie tego zrobić - „ spijali pozostałą śmietankę” z „ zapasów”, jakie pozostawił po sobie kompleks wojskowo-przemysłowy ZSRR, sprzedając go wszystkim i szczerze wierząc, że „wystarczy go na całe życie”. Dlatego z powodzeniem „przespali” rozpoczęte prawie 20 lat temu stopniowe przechodzenie bezzałogowych statków powietrznych ze środka pomocniczego (głównie rozpoznawczego) do głównego komponentu lotnictwa taktycznego na „polu walki”.
Dodatkową motywacją do "nicnierobienia" w tej dziedzinie był dla naszego kompleksu militarnego i wojskowo-przemysłowego naturalny i stale postępujący upadek rodzimej nauki i przemysłu. - Niemożność wyprodukowania komponentów skomplikowanych i nafaszerowanych najnowocześniejszą elektroniką (których po prostu nie mamy w zasięgu wzroku) typów broni - skłoniła tych złodziejskich hedonistów i kretynów do przekonania, że ​​"moda na to wszystko wkrótce przeminie , a nasze duże i ciężkie przez dziesiątki lat sprawdzone żelastwo - pozostanie w mocy.
Nawet Syryjska Awantura nie mogła zmienić tego samozadowolenia z podejścia do problemu. Ponieważ – bez względu na to, jak bezzałogowe obiekty latające wykazywały swoją konieczność i skuteczność – załogowe samoloty szturmowe stosunkowo skutecznie mogły poradzić sobie bez nich z bojowym zadaniem. Nawet jeśli nie tak dokładnie i skutecznie, jak byśmy tego chcieli (MANPADy - Przenośne Przeciwlotnicze Zestawy Rakietowe -PZ) i inne systemy obrony przeciwlotniczej będące w dyspozycji miejscowych islamistów nie pozwalały im działać na niskich wysokościach bez poważnych strat), ale jednak. Dlatego też prace nad stworzeniem i uruchomieniem krajowych BSP (pol. Bezzałogowe Aparaty Latające - PZ) (zwłaszcza BSP uderzeniowych) prowadzono „niedbale”. A na górze odbywały się porywające doniesienia o „2000 dronach” i tak dalej.

Należy zauważyć, że nawet stosunkowo udane doświadczenia z wykorzystaniem rzemieślniczych BSP przez syryjskich „zielonych” (masowe wpuszczanie ich do bazy w Chmeimim – „Chimkach”) nie zmusiło dowództwa wojskowych Sił Powietrzno-Kosmicznych i Sił Zbrojnych RF jako całości zastanowić się nad perspektywami zwalczania tego typu broni w przyszłości. Co jest dość logiczne - jeśli możliwości bojowe wykorzystania BSP we własnym lotnictwie taktycznym były ignorowane lub traktowane jako coś "pomocniczo-opcjonalnego", to po co bać się ich obecności w lotnictwie wroga? A skoro nie ma się czego bać, to nie ma potrzeby szukać antidotum. Problem z „rojami” BSP wystrzelonymi wzdłuż Chmeimim został rozwiązany poprzez utworzenie kilku pierścieni „lekkiej” obrony powietrznej w połączeniu z utworzeniem skutecznego (przeciwko „rzemieślnikom”) systemu walki radioelektronicznej. Zdecydowano - i zapomniano. (No, to znaczy specjaliści bili na alarm, ale w przytulnych gabinetach MON i Sztabu Generalnego wyważone i spokojne lekceważenie tego problemu (jak i wszystkich innych) pozostało niezmiennym).
https://t.me/strelkovii/3611

Mając zachowaną bazę przemysłową do produkcji i modernizacji ciężkich i średnich systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych przeznaczonych do niszczenia dużych celów (załogowych statków powietrznych i rakiet) na duże odległości, kontynuowali stopniowe ich udoskonalanie i produkcję. A walka z „drażniącym drobiazgiem” miała być prowadzona dostępnymi „przedpotopowymi” środkami – takimi jak lekkie systemy armijne krótkiego zasięgu. Nikt nie spodziewał się masowego użycia BSP przez wroga do ataków na strategiczną głębokość. A jeśli tak, to nikt nie zamówił środków, by sobie z nimi poradzić. A także z masowym użyciem przez wroga precyzyjnych pocisków rakietowych typu Himars.
Dlatego na początku obecnej wojny nasza obrona powietrzna była „gotowa do ostatniej wojny kolonialnej”. I odpowiednio, teraz wróg ma możliwość „tanie a dobrze” uderzać w cele strategiczne w głębi naszego terytorium, wydając na to jednorazowe szturmowe maszyny-kamikaze przy całkowitej lub częściowej niezdolności naszej obrony przeciwlotniczej do ich odparcia (od czasu wykrycia i niszczenie małych nisko latających celów z silnikami elektrycznymi okazało się „zbyt trudne” dla systemów obrony powietrznej zaprojektowanych do ochrony tych głęboko położonych obiektów na tyłach).

W sumie z tym samym problemem borykał się również nasz przeciwnik, którego obrona powietrzna nadal opiera się na starych sowieckich systemach, które również nie są przeznaczone do walki z „irańskimi latającymi motorowerami”. Ale problemy wroga martwią mnie najmniej (cieszę się tylko, jeśli będzie ich jeszcze więcej), ale nasze - martwią mnie, jeszcze jak.

Po prostu dlatego, że w miarę dostarczania Siłom Zbrojnym Ukrainy z krajów NATO coraz nowocześniejszego sprzętu wojskowego ataki na nasze strategiczne zaplecze będą coraz częstsze. Z odpowiednimi konsekwencjami. Liczyć na to, że nasze wojskowe biura projektowe i przedsiębiorstwa kompleksu wojskowo-przemysłowego „w tempie walca” będą się rozwijać i dostosowywać do wypuszczenia zupełnie nowych systemów obrony powietrznej, niezawodnie chroniących niebo przed „szkodliwymi drobiazgami”, jest co najmniej głupie. Przywództwo wojskowo-polityczne Federacji Rosyjskiej również nie wykazuje zdolności i gotowości do zniszczenia wroga „w jego legowisku” miażdżącym uderzeniem połączonych sił zbrojnych.

Dlatego „przyjdzie nam cierpieć. Jak długo - tylko Bóg wie.

https://t.me/strelkovii/3612

( tłum. własne - PZ)